[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Spadek przecież istnieje, nawet choćby ktoś żył tysiąc lat.
Zrozumiałem, że Pasionaria nie ma zbyt jasnego rozeznania w tych sprawach.
- Nie - powiedziałem. - Spadek nie istnieje, dopóki nie nastąpi śmierć osoby, która
pozostawia swój majątek spadkobiercom. Spadkobiercą jest ten, kto otrzymuje, z racji
pokrewieństwa czy też aktem darowizny, majątek zmarłej osoby.
Pasionaria popatrzyła na mnie z wyraznym niepokojem. Starałem się wytłumaczyć jej
to bardziej zrozumiale.
- Twierdzić, że spadek istnieje, nawet jeśli ktoś żyje tysiąc lat, to tak jakby ktoś
mówił, że wdowieństwo istnieje, choćby mąż i żona żyli tysiąc lat. A sama powiedz, czy,
dopóki ja żyję, twoja matka może o sobie powiedzieć, że jest wdową?
Pasionaria spojrzała na Margheritę pytająco, a Margherita pokręciła głową na znak
przeczenia.
- Nie - odpowiedziała Pasionaria.
- No a wy dwoje, dopóki ja żyję, czy możecie się nazwać sierotami po mnie? -
nalegałem.
- Co do mnie, to nie - rzekła Pasionaria. - O innych nie wiem.
Spojrzała na Albertina, który także pokręcił przecząco głową.
- Inni także mówią, że nie.
Teraz czułem się już pewny siebie.
- No więc, skoro, dopóki ja żyję, wasza matka nie może się uważać za wdowę po
mnie, a wy za sieroty, jakże to możliwe, żebyście byli dziedzicami mojego mienia?
Pasionaria nie chciała brać na siebie odpowiedzialności za tak wiążącą odpowiedz;
poszła naradzić się szeptem z Albertinem.
- Mówią, że tak - oznajmiła wracając. - Nawet jeżeli ktoś żyje tysiąc lat, spadek
zawsze jest.
Margherita wtrąciła się:
- Dzieci mają rację. Spadek to nie jest coś przypadkowego, to fakt absolutny. Co
innego wdowieństwo, wdową się zostaje, kiedy mąż umrze. Wdowieństwo jest sprawą
przypadku, jak na przykład łysina. Jak kobieta straci męża, jest wdową. Jak straci włosy, jest
łysa. A spadek, przeciwnie, jest faktem niezależnym od innych faktów. Giovannino, gdybyś
ty w tej chwili, nie daj Boże, umarł, twoje dzieci dostałyby spadek, czy nie?
- Z pewnością tak.
- Doskonale, na razie nie umierasz i twoje dzieci nic nie dziedziczą. Spuścizna jednak
istnieje. I gdybyś ty, mimo wszystko, w tej chwili umarł, dzieci, jak sam przyznałeś,
otrzymałyby spadek.
- No właśnie - powiedziała Pasionaria.
- Mama ma rację - dodał Albertino, który w międzyczasie został przyjęty w skład
delegacji.
- Twoja matka się myli! - zaprotestowałem.
- Spadek jest to własność, którą człowiek umierając pozostawia swoim dzieciom czy
innym krewnym. Ale dopóki żyje, nie ma mowy o spadku, bo ktoś może mieć dzisiaj choćby i
dziesięć milionów, a potem, kiedy umrze, może nie zostać po nim ani grosz. Iluż to ludzi,
bogatych jeszcze w wieku osiemdziesięciu lat, umarło bez grosza mając lat osiemdziesiąt
trzy?
Jakże więc możecie się dopominać o zaliczkę na spadek , jeżeli nikt na świecie nie
może mieć pewności, czy w chwili przeniesienia się na tamten świat będę miał co zostawić
wam, czy też nie?
Pasionaria nie wydawała się przekonana.
- Ale powiedziałeś przecież, że gdybyś teraz umarł, to byś nam zostawił wszystko, co
masz. Więc ten spadek jest.
- Byłby, gdybym zaraz umarł. Ale ja nie mam najmniejszego zamiaru umierać w tej
chwili dla waszej przyjemności! Umrę, kiedy Bóg zechce. A dopóki żyję, żaden spadek nie
istnieje. Istnieje tylko mój majątek. Czyli to wszystko, co dziś posiadam, a czego jutro mogę
już nie posiadać.
Delegacja odeszła, ale po chwili pojawiła się znowu.
- Mówią, że może być zaliczka na majątek - wyjaśniła Pasionaria.
Margherita popatrzyła na nią z aprobatą.
- Widzisz, Giovannino, jacy oni kochani? Od razu zrozumieli sedno rzeczy.
- Nie zrozumieli nic a nic! - wrzasnąłem tak, że druga delegacja momentalnie
zniknęła. - Zaliczka to coś, co się wypłaca dziś na poczet należności, którą ma się wypłacić
jutro. Jeżeli ktoś ma wykonać albo już wykonuje jakąś pracę dla mnie, może poprosić mnie o
zaliczkę na wynagrodzenie, które mu się będzie należało. Ale nie może żądać zaliczki na coś,
czego nie jestem mu winien. Mój majątek należy do mnie!
- Tak, ale czyż nie masz go pozostawić swoim dzieciom? Czyż nie jest to więc
należność, którą im jesteś winien? A skoro tak, to czemuż nie mogą cię poprosić o zaliczkę?
- Otóż to! - ryknąłem. - Znowu wracamy do tego cholernego spadku!
- O spadku nie ma mowy - zaprotestowała Pasionaria. - To zrozumieliśmy wszyscy:
spadek dziś nie istnieje, bo dopiero jak ktoś umrze, to wiadomo, czy coś po nim zostało, czy
nie. Ale majątek istnieje.
A jeżeli istnieje można dostać na niego zaliczkę.
Walnąłem pięścią w stół.
- Nie i jeszcze raz nie! - wrzasnąłem. - Dając wam zaliczkę na to, co teraz posiadam,
uznałbym tym samym, że wszystko to jest wasze, i byłbym moralnie zobowiązany do
zachowania tego w całości do końca moich dni. A tymczasem ja nic wam nie jestem winien i
moim majątkiem rozporządzam, jak mi się podoba. Nie mam żadnego obowiązku zostawiać
wam cokolwiek w spadku. A nawet przeciwnie, moim obowiązkiem byłoby nic wam nie
zostawić, bo ja moim rodzicom jestem najbardziej wdzięczny za dwie rzeczy: jedną, że mnie
wydali na świat, i drugą, że dali mi możność zarabiania na życie od chłopięcych lat.
Wypiszcie to sobie na ścianach waszego pokoju, na wszystkich książkach, wyryjcie
sobie mocno w mózgu tych sześć słówek, które stanowią dewizę życiową ludzi godnych tej
nazwy: Kto nie pracuje, ten nie je .
Pasionaria spojrzała na Albertina, potem na mnie i powiedziała:
- Dobrze. Od jutra będziemy pomocnikami murarskimi.
Z pewnymi ludzmi na nic się nie zda upierać.
Lepiej machnąć ręką.
- Zwietnie! - zaśmiałem się drwiąco. - W tym stanie rzeczy nic wam innego nie
pozostaje, tylko poprosić o zaliczkę waszego majstra. Ja nie daję zaliczek tym, którym nic nie
jestem winien. Pieniądze, które zarabiam, daję temu, kto dla mnie pracuje, albo kogo spotkało
nieszczęście, albo nie może dostać pracy.
Odeszli, nie odważywszy się nawet na mnie spojrzeć.
- To są wrażliwe dzieci - powiedziała z wyrzutem
Margherita. - Byłeś dla nich zbyt drastyczny.
Popatrzyłem na nią zdumiony.
- Margherito, wczoraj słyszałem, jak użyłaś słowa
implikacja , teraz znów powiedziałaś drastyczny .
Nie wystarczają ci już zwyczajne słowa dla wyrażania twoich myśli? Czyżbyś i ty już
wkroczyła na zawiłe ścieżki intelektualizmu?
- Nie - odpowiedziała spokojnie. - Po prostu lubię czasem przystanąć na chwilkę i
zerwać jakiś egzotyczny kwiat z rabaty słownictwa, aby starą myśl przyozdobić świeżym
kwiatem.
- Doskonale, Margherito. Wiedz jednak, że wobec dzieci trzeba być czasem twardym i
energicznym.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]