[ Pobierz całość w formacie PDF ]
43
Coś w jego głosie mnie zaniepokoiło. Nie mogłam nawet przełknąć śliny.
- Co to takiego, Jack? - spytał Grant.
- Chodzi o to, kim naprawdę jest Maxine. - Dziadek przeniósł spojrzenie z Granta na mnie. - Ponieważ cię
kocham, moja droga. Nie powinienem był pokochać twojej babki, ale ją pokochałem. Nie powinienem kochać
córki, którą z nią miałem, ale kochałem ją z całego serca. Tak jak ciebie. Proszę, pamiętaj o tym.
Zee szamotał się gwałtowniej, podobnie jak reszta chłopców. Nawet zbroja zadrżała. Zwinęłam dłoń w
pięść i przycisnęłam do brzucha. Chłopcy się wycofali.
- Powinni cię przywiązać - powiedział Jack. - Lina nie będzie dość mocna. Ani też łańcuchy, ale pewnie
będą musieli tak zrobić.
Grant wydał z siebie jakiś cichy odgłos. Utkwiłam w nim wzrok.
Dziadek obdarzył nas mrocznym, pustym spojrzeniem.
- To dobry uczynek z życzliwości.
- Myślisz, że skrzywdzę Byrona, żeby dobrać się do ciebie - powiedziałam, wstrząśnięta tym, co sobie
uzmysłowiłam. - Och mój Boże - dodałam.
Grant naprężył rękę. Odepchnęłam go, cofając się tak, że wpadłam na regał.
- Ja cię zabiłam. Podcięłam ci gardło.
- Nie - odparł Jack łagodnie. - Ale nie powstrzymałaś Zee, kiedy to robił.
Grant wkroczył między nas.
- Dość.
- Nie - powtórzył Jack.
Nie widziałam go, bo zasłaniał mi Grant. Głos Jacka wydawał się stłumiony, jakby dobiegał z daleka.
Miałam chęć wtopić się w podłogę lub eksplodować przez skórę. Chciałam dać nogę i nigdy nie wrócić.
- Nie - powtórzył Jack po raz trzeci, jeszcze ciszej, jak gdyby to słowo było pieśnią lub modlitwą.
Wysunęłam się zza Granta i stanęłam przed dziadkiem.
- Zee zabił cię z powodu czegoś, co nam powiedziałeś.
- Zareagował emocjonalnie. To wydarzyło się tak szybko, że chyba nie zdołałabyś go powstrzymać, nawet
gdybyś chciała.
- Maxine nigdy nie zgodziłaby się, by cię zranić - wtrącił Grant cierpko.
- Usta Zwiatła - odparł Jack. - Może dostrzegasz mniej, niż ci się wydaje.
Rozejrzałam się po pokoju, ale nie zobaczyłam żadnych lin ani łańcuchów - niczego, czym można by mnie
związać. Biorąc wszystko pod uwagę, nie zależało mi szczególnie na tym, by mnie skrępowano.
Potrzebowałam jedynie odpowiedzi, czegoś, co rozproszy napięcie narastające w mojej czaszce.
- Powiedz mi - powiedziałam. - Chłopcy śpią. Jestem bezbronna. Nie skrzywdzę Byrona ani ciebie bez
względu na to, co masz do powiedzenia.
Jack milczał tak długo, że nie wiedziałam już, czy mam się czuć urażona czy wystraszona. Zdawało się, że
ledwie oddychał. Grant również znieruchomiał, a w jego milczeniu skwierczały napięcie i moc. %7łałowałam, że
nie widzę jego oczami. Chciałam wiedzieć, jak świat wygląda jako energia i światło. Co we mnie zobaczył
takiego, co go nie wystraszyło.
Jack przysunął się bliżej i wyciągnął rękę. Rękę Byrona. Ujęłam ją i Dek zadrżał na mojej skórze. Grant
chwycił moją drugą dłoń i uścisnął. Ciepło przeszło przez nią i całe ramię aż do serca.
- Chcę ci opowiedzieć pewną historię - oznajmił Jack.
- Uprość ją. Powiedz mi prawdę.
- Nie jesteś tym, czym ci się wydaje - rzekł z bólem, jak człowiek przyznający się do morderstwa. - Twój ród
nie jest taki, jaki myślisz. Istoty z mojego gatunku nie stworzyły Strażniczek do pilnowania więziennej zasłony
i mimo że twoje poprzedniczki żyły wśród nich i wierzyły, że do nich należą, to te matki i córki wcale nie były
na początku Strażniczkami.
Przerwał, blady i spocony. Rex mruknął cicho, skonsternowany, jakby nagle coś wskoczyło na swoje
miejsce. Nie patrzyłam w jego stronę, ale wyczulam, jak cofa się przy regałach, wpatrując się w nas oboje z
wyraznym przerażeniem.
- Jack - szepnęłam.
- Muszę się czegoś napić - odparł.
- Jack - powtórzyłam, kiedy chłopcy zaczęli drżeć na mojej skórze, kipiąc ze złości, co odczuwało się jak
lekkie trzęsienie ziemi albo drapanie papierem ściernym.
Usłyszałam szuranie gdzieś na zewnątrz pokoju. Jack uniósł raptownie głowę. Mary zbliżyła się do drzwi
posuwistym krokiem, napinając mięśnie, jakby zanosiło się na użycie siły. Rex sięgnął po broń.
Drzwi się otworzyły.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]