[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zakątków, nosić szczęście i rozpacz, przemoc i braterstwo, cnoty i
zbrodnie.
Nim stanie na szynach, walczy z ujarzmicielem. Wyżera mu oczy, a twarz
zalewa potem; płomieniami, którym je poddał, napełnia jego płuca i serce,
na ostre przeciągi wystawione. Szarpie mu nerwy w tej samej minucie, gdy
młot parowy szarpie i rozbija jego cząsteczki&
Zdjęte z kowadła umieszczono na zakrzywionych widłach i w bok wysunięto.
Przyszło doń dwu ludzi: jeden z ostrym młotkiem w rodzaju ciupagi
tatrzańskiej, drugi z młotem na długim toporzysku. Ostrze siekierki
przystawiono do wystającego brzegu koła i młot spadać zaczął na jej obuch.
Ani jeden cios nie chybił. Słychać było suchy szczęk żelaza o żelazo&
Joasia doznała wrażenia, że to jest śpiew. Po wielkim huku organów w
jakiejś katedrze daje się słyszeć śpiew, śpiew z tłumu, bojazliwy,
strwożony& Stygnące koło poszło dalej w swą drogę.
Judym nachylił się do swej towarzyszki i zapytał:
 Czy widzi pani dobrze pracę tych ludzi?
 Widzę&  rzekła głosem zdumionym.
 Tak, tak& niech się pani dobrze im przyjrzy.
Nie mówili nic więcej ani w halach, ani na ogromnych dziedzińcach
zawalonych istnymi górami miału, gruzów, piasku. Wiatr porywał i nosił z
miejsca na miejsce pyły i dziwne jakieś rdze lotne.
Gdy pożegnali uprzejmego mentora, minęli wrota fabryki i gdy jej mury
daleko zostały, szli za miasto. Było już blisko południe.
Domy obok drogi i jej kanałów zarażonych zjadliwymi wyciekami fabryk były
coraz mniejsze, coraz bardziej nędzne. Na końcu miasta wzdłuż drogi
ciągnęły się budy, resztki chałup wiejskich, imitujące domy miastowe. Grunt
tam był bagnisty. Dookoła stały zamokłe pastwiska, na których czarnym dnie
ropiała zohydzona woda. Nieco wyżej ciągnęły się glinianki napełnione wodą
deszczową.
Gdzieniegdzie sterczała jeszcze sosna po wyciętym lesie. Judym wchodził z
Joasią na podwórza domostw śmierdzących, otwierał drzwi nieproszony i
oczami wskazywał jej ludzi. Były tam dzieci robotników z cynkowni.
Wynaturzone okazy gatunku ludzkiego, przedwcześni starcy z obliczami trupów
i wzrokiem, który woła o pomstę do nieba. Spoglądały na nich babska
paskudne i złe, twarze chorych, którzy może sądzili, że to śmierć nareszcie
drzwi uchyliła&
Szli tak od domu do domu&
Zanim stamtąd zdołali się wydostać, Judym spytał nie podnosząc oczu:
 Gdzie zamieszkamy?
Długo nie odpowiadała. Oczy jej tylko jaśniały.
 Czy tu?  szeptał rysując coś na piasku.
 Gdzie zechcesz&
 Ale czy chciałabyś tutaj?
 Tak.
 Dlaczego tutaj?
 Chciałabym pomagać ci w pracy.
 Mnie& w pracy&
 Myślisz teraz:   Co mnie i tobie niewiasto&  .
Judym spojrzał na nią straszliwymi oczami i rzekł cichym, sennym głosem:
 Skądże ty te wyrazy&
 Założymy szpital, jak w Cisach. Och, mój Boże! Będzie to coś zupełnie
innego. Ja będę twoją felczerką&
 Dobrze& Ale czy potrafisz dom prowadzić?& Dom?
 Ho! ho! Nie traciłam czasu na darmo. Wstawałam co dzień, w ciągu całego
czasu, rano i szłam do gospodyni uczyć się gotować, prać, prasować, smażyć&
 Konfitury&
 Ale jakie! %7łeby mój pan wiedział, jakie&
 Czy tak?
 A właśnie, że tak. Ułożyłam już wszystko, od a do z, jak to będzie w
naszym domu.
 W domu&
 W naszym własnym domu& Nie myśl, że chcę dużego mieszkania albo mebli.
Och, wcale! Brzydzę się meblami, politurą, lakierem. Firanki, dywany,
jakież to wszystko brzydkie! Poczekaj, ja ci powiem&
 Joasiu&
 Poczekaj& Będziemy wszystko albo prawie wszystko, co inni obracają na
zbytek, oddawali dla dobra tych ludzi. Ty nie wiesz, ile szczęścia& Z tej
resztki, którą dasz swej żonie, z tej najostatniejszej, zobaczysz, co ona
zrobi.
 Cóż ona zrobi?
 Ani się obejrzysz, kiedy nasze mieszkanie pełne będzie sprzętów prostych
jak u najuboższych ludzi, ale za to pięknych jak u nikogo. My tu stworzymy
zródło poczucia piękna, nowego piękna, sztuki jeszcze nie znanej, która
obok nas śpi jak zaczarowana królewna. Będą to stołki sosnowe, ławy, stoły.
Będą je okrywały proste kilimy&
 Tak, tak&
 Chodnik do sieni, utkany w chłopskim warsztacie ze skrawków niepotrzebnej
materii, jest tak samo miły jak perski dywan. Zciany wyłożone drzewem
świerkowym są cudnie piękne&
 Masz rację!&  rzekł Judym patrząc w jej twarz pełną szczęścia szeroko
rozwartymi oczyma  to jest tak, niewątpliwie. Tak i ja myślałem. Człowiek
tak samo przywiązuje się, musi się przywiązać do prostego kilimka jak do
gobelinu, do zydla jak do otomany, do światłodruku wystrzyżonego z
czasopisma jak do cennego obrazu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl