[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się w ten sposób.
 Cóż, musisz przyznać, że to świetna zabawa  odparł,
śmiejąc się głośno.
Przebiliśmy się przez chmury i otoczył nas czysty błękit
nieba. Langley nacisnął stery i skierował się powoli na północ,
w stronÄ™ lÄ…du.
Co do mnie, postawiłem kołnierz prochowca  jeszcze jednej
przewidująco dostarczonej mi części garderoby  zamknąłem oczy
i zapadłem w zrazu udawany, a po chwili prawdziwy sen.
4.  Oniazdo zła
49
Niedaleko za Palermo, wzdłuż wybrzeża, przez które biegnie
szosa do Messyny, ciągną się plaże Romagnolo, ulubione miejsce
niedzielnego wypoczynku mieszkańców Palermo. Ale ten dzień nie
zachęcał do wygrzewania się na piasku. Pogoda była brzydka,
ulewny deszcz sprawił, że plaże opustoszały, a znad morza napływało
coraz więcej tej obrzydliwej szarej mgły.
Langley nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Siedział za
sterami, pogwizdując cicho przez zęby, aż kilka mil za Romagnolo
powiedział nagle:
 Schodzimy, wiÄ™c na twoim miejscu czegoÅ› bym siÄ™ przy­
trzymał. Może trochę trząść.
ByÅ‚o to niedopowiedzenie stulecia. OminÄ™liÅ›my grzbiet gó­
ry, cudem unikając zderzenia z jakimś barokowym pałacem,
i zanurkowaliÅ›my w kierunku rozciÄ…gajÄ…cej siÄ™ dalej szero­
kiej zatoki. Silnik zawyÅ‚, gdy Langley dodaÅ‚ gazu, by wy­
równać tor lotu przy podejÅ›ciu, i po chwili z pluskiem opa­
dliśmy na spokojne wody zatoki. Natychmiast otoczyły nas
kłęby mgły.
 Wszystko w porządku, dziadziu?  zapytał Justin, szczerząc
zęby.
 Wspaniałe przeżycie  zapewniłem go.
Otworzyłem okienko obok mnie i wyjrzałem, podczas gdy
samolot wolno przesuwał się do przodu. Niespodzianie z mgły
wyłonił się dziób pontonu; Langley wyłączył silnik i po chwili
samolot się zatrzymał. Gdy otworzyłem drzwi i wyszedłem na
zewnątrz z liną, którą mi podał, ujrzałem przed sobą mężczyznę
w sztormiaku i włóczkowej czapeczce na głowie. Miał ciemną
ponurą twarz i był nie ogolony. Wziął ode mnie linę i w raczej
absurdalnym geście podał mi parasol. Stałem i zastanawiałem się
co u diabła zatrzymuje Justina. Zrozumiałem, gdy po jakimś czasie
wyłonił się z kabiny, ubrany w zamszowe buty i ciemnoniebieski
nylonowy płaszcz.
 No, to ruszamy, dziadziu  rzekł, kompletnie ignorując
mężczyznę w sztormiaku.
Kryjąc się pod parasolem przed ulewnym deszczem, wsiedliśmy
do pontonu. Barokowy pałac, który widziałem z powietrza, majaczył
we mgle na zboczu góry.
 Kolejna dacza Stavrou?  zapytałem.
50
 Nie bądz zgorzkniały, dziadziu  odparł  to nie w twoim
stylu.
PrzeciÄ™liÅ›my kamienistÄ… plażę i dotarliÅ›my do czarnego mer­
cedesa zaparkowanego na kraÅ„cu wÄ…skiej asfaltowej drogi. Umun­
durowany szofer wyskoczył na zewnątrz i otworzył nam tylne
drzwi. Kiedy wsiadaliśmy, odebrał od nas parasol, po czym wślizgnął
się z powrotem za kierownicę i czekał.
Justin sięgnął do skrytki umieszczonej poniżej szyby oddzielającej
nas od kierowcy i wyciągnął dwa kieliszki, w które nalał po
szczodrej dawce doskonałej brandy.
Stuknął kieliszkiem o mój.
 Zniosłeś to zupełnie dobrze, dziadziu  rzekł.  Jak
na Amerykanina, nie jesteś nawet taki zły. To bardzo dziwne. 
Ponownie napeÅ‚niÅ‚ swój kieliszek.  Ale z drugiej stro­
ny, chodziłeś przecież do Winchester. Myślę, że to wszystko
wyjaśnia.
Nic nie odpowiedziałem, a on spytał zaraz:
 DokÄ…d jedziemy?
 Wydaje mi się, że miałeś nie plątać mi się pod nogami.
 Ależ oczywiście, dziadziu. Szczerze.  Udało mu się nawet
przybrać urażony wyraz twarzy, kiedy wyciągał papierową kopertę
z kieszeni.  Chociaż biorąc pod uwagę zawartość tej koperty,
pomyślałem sobie, że twój przyjaciel Barzini byłby zachwycony,
mogąc mnie poznać.
Postanowiłem nie spierać się z nim, głównie dlatego, że od
początku oczekiwałem czegoś podobnego.
 Zgoda  rzekłem.  Via San Marco. To boczna od Via
Roma, niedaleko dworca głównego. Powiedz mu, żeby jechał przez
Piazza Pretoria.
Langley wydał po włosku polecenie przez interkom i mercedes
ruszył. Ja również nalałem sobie jeszcze jednego drinka. Skręciliśmy
z plaży i mijając w pewnym oddaleniu pałac czy cokolwiek u diabła
to było, przez wielką żelazną bramę wjechaliśmy na główną szosę
Messyna-Palermo.
Langley zapalił papierosa.
 Ten Barzini... co w nim takiego wyjątkowego?  spytał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl