[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zagajnika powiedział rozdygotany Uthan. Erlik mo\e nie zachować mnie przy \yciu,
jeśli znów tam pojadę. Nie ka\ mi tego robić.
Twoje słowa nie przystają porucznikowi, Uthanie. Albo zaprowadzisz mnie do
zabitych, albo zaraz pozbawię cię stopnia!
Uthan pokręcił głową.
Druvarik szybkim, zwinnym ruchem wyjął z pochwy cienki miecz i przeszył nim serce
Uthana.
Zabił cię twój strach, głupcze! Zlekcewa\yć moje rozkazy znaczy umrzeć zawołał
strącając ciało Uthana z siodła. Kiedy wyrwał z niego ostrze miecza, asshuri le\ał ju\ na
ziemi i chwytał powietrze.
Niech demony& zamro\ą twoje kości& I zaciągną cię& do piekła& panie
wydusił z siebie ochrypłym głosem Uthan, plując przy tym krwią. To były jego ostatnie
słowa.
Tak ginie głupiec mruknął Druvarik strząsając krew z ostrza. Wyprostował się w
siodle i obrócił konia, by spojrzeć w twarz pozostałych. Trupy mogą poczekać. Jutro, za
Strona 58
Moore Sean U - Conan i szalony Bóg
dnia, pojedziemy poszukać ciał naszych zabitych braci. Ale dziś wieczorem będziemy na
dworze mojego ojca oblewać winem zwycięstwo nad Reydnu! Wypowiedział te słowa ze
skierowanym ku niebu mieczem.
Zwycięstwo! krzyknął Deverro unosząc do góry swój miecz. Najwyrazniej nie
przejmował się śmiercią kolegi.
Zwycięstwo, zwycięstwo! wrzasnęli pozostali, naśladując gest Druvarika.
Kiedy wznosili wiwaty, otworzyła się brama. Wyjechał z niej wysoki mę\czyzna siedzący
na ogromnym karym ogierze. Jego biała opończa, podobnie jak reszta rynsztunku, nosiła
ślady kurzu i błota. Złote nity w kaftanie i skórzane, lakierowane czarne buty błyszczały w
świetle zachodzącego słońca. Na rękojeści wielkiego, długiego na półtora ramienia miecza
mieniły się szlachetne kamienie. Gęste szpakowate włosy wystawały spod wysadzanego
szlachetnymi kamieniami, pozłacanego nakrycia głowy, które bardziej przypominało koronę
ni\ hełm. Na rękach miał wybijane złotymi nitami rękawice. W jednej dłoni trzymał lejce, a
drugą głaskał się po siwej brodzie.
Ksią\ę Balvadek! wyjąkał oszołomiony Druvarik.
Witaj w domu, mój młody bracie powiedział ksią\ę, podje\d\ając do przodu. Pot i
błoto na bokach wspaniałego konia nie pozbawiły go okazałego wyglądu. Tak,
przyjechałem do mojego brata, by uczcić z nim pierwsze z wielu zwycięstw, jakie odniesiemy
w wojnie z Ghazą. A jutro dodał podje\d\ając do Conana urządzimy sobie zabawę z
tym barbarzyńcą. Zbyt długo podły morderca mę\ów moich córek unikał kary. Zatrzymał
się przed Cymmerianinem. Energicznym ruchem nogi wyjął ze strzemienia cię\ki but i
kopnął, mierząc w szczękę Conana.
Cymmerianin odwrócił głowę przyjmując kopnięcie w policzek. Siłował się z krępującymi
go pętami, ale więzy były zało\one w ten sposób, \e z ka\dym szarpnięciem zaciskały się
coraz bardziej. Gruby sznur wbił mu się w nadgarstki, po dłoniach pociekły strugi krwi. Krew
spływała mu równie\ z rany na policzku, ale on się tym nie przejmował. Jego oczy płonęły z
wściekłości.
Tchórzliwy durniu wychrypiał. Rozetnij mi więzy i walcz ze mną.
Rozległ się brzęk metalu. Balvadek wyjął z pozłacanej pochwy miecz. Mimo \e nie był ju\
młody, siły go nie opuściły. Trzymał ogromny miecz tylko w jednej ręce. Przyło\ył ostrze do
gardła Conana.
Ktoś, kto pewnego dnia zostanie koronowany na króla wszystkich ziem shemickich, nie
splami ostrza swego zacnego miecza krwią pospolitej świni. Powiedziawszy to, z
zamachem schował miecz do pochwy.
Conan, choć umierał z pragnienia, zebrał resztki śliny, podniósł głowę i plunął
Balvadekowi w twarz.
Ty ścierwo! wrzasnął ksią\ę. Starł ślinę z brody i znów dobył miecza. Wziął zamach
i ostrze opadało łukiem w dół, dokładnie na szyję Conana.
Miecz zmienił kierunek, zanim jego krawędz dotknęła ciała.
Balvadek wypuścił lejce i chwycił się za gardło. Krztusząc się opadł do przodu. Zanim
spadł z siodła i znieruchomiał, przeciągnął ręką po twarzy Conana.
Barbarzyńcy włosy stanęły na głowie. Skóra księcia była sucha i zimna jak śniegi
Cymmerii. Nadeszły demony, o których mówił Uthan. Zaczął się szarpać, wśród asshuri
rozległy się głosy paniki.
Druvarik zsiadł z konia i podbiegł do poległego brata. Biały płaszcz okrywał Balvadeka
niczym całun.
Deverro niespokojnie wiercił się w siodle.
I co, kapitanie. Czy ksią\ę nie \yje?
Druvarik ukląkł obok ciała. Nie zdą\ył nawet zbadać księcia, kiedy wydał pełen bólu i
zaskoczenia okrzyk. Spod jego brody trysnęła na biały płaszcz Balvadeka fontanna krwi.
Kapitan bez słowa przewrócił się na ciało brata. Przez krótką chwilę ściskał w palcach
płaszcz, ale zaraz krwotok nagle ustał i Druvarik zastygł w bezruchu.
Conan spojrzał w dół na skręcone ciało Balvadeka. Druvarik odsunął na bok płaszcz
księcia i odsłonił jego szyję, w której tkwił metalowy przedmiot. Czy demon potrzebowałby
takich rzeczy? Dzięki temu odkryciu opuścił go strach przed duchami. Jego zdaniem to raczej
człowiek zabił księcia ukryty w jabłoniach łucznik albo dysponujący silnym i
niewiarygodnie celnym rzutem no\ownik. Czy ten sam zabójca mógł sprzątnąć Druvarika?
Nie, to była dziwna śmierć. Jego zabiła czarna magia. Ta myśl doprowadzała Conana do
szału. Przeklinał swoją bezradność. Przywiązany do konia nic nie mógł zrobić.
Aaj! krzyknął Deverro. Teraz zginął kapitan. Demon Uthana dosięgnie nas
wszystkich! Ratujcie się. Niech ka\dy ucieka, gdzie mo\e!
Strona 59
Moore Sean U - Conan i szalony Bóg
Wybuchły okrzyki paniki. Część Shemitów pojechała za Deverrem do wsi, inni odwrócili
się i pędzili galopem drogą, którą właśnie przyjechali.
Twoje cię\kie ciało będzie mi tylko przeszkadzać warknął wojownik siedzący w
siodle, do którego uwiązany był Conan. Niech sępy tutaj ze\rą twojego trupa.
Cymmerianin szarpał się jak opętany, bo sztylet Shemity zbli\ał się do jego gardła. Był
jednak związany zbyt ciasno i nie mógł odsunąć się przed ciosem.
I znów ostrze jego niedoszłego zabójcy nawet go nie zadrasnęło.
Sztylet wypadł asshuri z dłoni, jego rękojeść uderzyła Conana w ramię, ale nie wyrządziła
mu \adnej krzywdy. Kątem oka Conan zauwa\ył niewielki, ledwie dostrzegalny ruch. Asshuri
wrzasnął, patrząc ze zdziwieniem na ociekającą krwią rękę. Cienki metalowy dysk rozciął mu
ciało między kciukiem a palcem wskazującym i wbił się w kość. Drugi pocisk zniknął mu pod
brodą, rozcinając gardło. Shemita uniósł na chwilę zaszklone oczy i zwalił się na Conana.
Upadł twarzą dokładnie między łopatki Cymmerianina.
Conan warczał, kiedy krew Shemity przesiąkła przez przetartą skórzaną kamizelkę i jej
ciepłe strumienie spływały mu po plecach. Dysk był wystarczająco ostry, \eby przeciąć
kość&
Poruszył nadgarstkami, spróbował na wyczucie znalezć rękę asshuri. Kciukiem trafił na
miecz i ustawił nadgarstki w odpowiedniej pozycji. Chocia\ jego przedramiona i palce
krwawiły od tuzinów głębokich skaleczeń, w końcu udało mu się przeciąć sznur krępujący
mu ręce. Uwolnił je od więzów i zepchnął z siebie trupa asshuri.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]