[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obecność psuje atmosferę między nimi, ale nie mógł tego zmienić. W
każdym razie nie teraz.
- Wyglądasz pięknie - powiedział. - Z każdym dniem  bardziej w
ciąży".
- Co przypomina mi o torebce - stwierdziła, potrząsając nią lekko.
- Ciasteczka.
- I maleństwo - dodała z krzywym uśmiechem. Zaciekawiony zajrzał
do torebki. Oprócz ciasteczek było w niej coś zawiniętego w papier. Wyjął
i zobaczył czarno-białe zdjęcie oprawione w ramkę. Był to wydruk z ba-
dania USG. Które opuścił. Zaklął.
- Przegapiłem. - Zaklął znowu. - To było tydzień temu, prawda?
- Tak.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Powiedziałam. Z pomocą różnych środków przekazu, w tym kartki
na lodówce.
Spojrzał na jej spokojną twarz i nie wiedział, jak zareagować.
- Spodziewałbym się wybuchu furii. Zastanawiała się przez chwilę.
- Odczuwałam raczej żal niż złość. Ale, szczerze mówiąc, uznałam,
że miałam większe szczęście. Widziałam, jak maleństwo się rusza i ssie
kciuk. Mogłam policzyć mu paluszki. A ty to wszystko straciłeś.
115
R S
Przyniosłam ci zdjęcie, bo pomyślałam, że może kiedyś oderwiesz wzrok
od papierów i uśmiechniesz się do niego.
Jej słowa były ciche, a gest czuły, ale jej szczerość ugodziła go
prosto w serce. Przecież nie chciał jej zranić.
- Przepraszam.
- Przeproś samego siebie. - Skrzywiła się lekko. Od bardzo dawna
nie wydawała mu się tak daleka.
- Dlaczego przyniosłaś mi ciasteczka i zdjęcie do biura?
- %7łeby ci przypomnieć, że poza CG Enterprises także istnieje świat. -
Zagryzła wargę i zawahała się. - Nie mogę cię zmusić, byś dzielił się ze
mną wszystkim, chociaż Bóg mi świadkiem, że chciałabym. Nie mogę
sprawić, żebyś chciał być ze mną. I nie mogę sprawić, byś mnie pragnął. -
Położyła rękę na zaokrąglonym brzuchu i zaśmiała się. - Zwłaszcza teraz.
Jedyne, co mogę, to przypomnieć ci raz na jakiś czas, że życie nie składa
się tylko z pracy i ty też składasz się z czegoś więcej... i mam nadzieję, że
kiedyś również to dostrzeżesz.
Jej spokój mu doskwierał. Wolałby już pretensje. Wycofywała się.
Podsunął się bliżej.
- To wszystko nie tak. Nadal pragnę cię tak samo, jak...
Pokręciła głową, jakby się wstydziła.
- Rozumiem - powiedziała. - Teraz jestem ogromna. Michael chwycił
ją w ramiona.
- Cholera, Kate, nie mów za mnie. Wiem, czego chcę, a chcę ciebie.
To, że nosisz moje dziecko, jeszcze to potęguje. Czy masz pojęcie, jakie to
podniecające, wiedzieć, że przyczyniłem się do stworzenia tego dziecka w
tobie? Gdybym się nie bał, że zrobię ci krzywdę, udowodniłbym to
natychmiast, na biurku.
116
R S
Pocałował ją i położył dłoń na jej brzuchu. Po chwili poczuł na
policzku mokry ślad i słony smak łez. Odsunął się i zobaczył łzy na jej
policzkach. Ogarnęło go okropne przeczucie, że ją straci.
ROZDZIAA DZIESITY
Trzy tygodnie pózniej o szóstej wieczorem Michael siedział w
swoim biurze. Czuł, że negocjacje dobiegają końca. Chciał jeszcze znalezć
jakieś ostatnie możliwości uzyskania korzystniejszych warunków dla
swojej firmy.  Rekin" i tak poszedł już na zaskakujące ustępstwa.
Zadzwonił telefon. Niemal go zignorował, ale pomyślał o Kate.
Miała termin porodu za trzy tygodnie, a on nie zamierzał opuścić narodzin
swojego dziecka.
- Tu Hawkins - odezwał się.
- Hawkins powinien być tutaj - powiedziała Kate.
Uśmiechnął się, słysząc jej niby-nadęty ton. Odkąd odwiedziła go w
biurze, wciąż panowało między nimi napięcie, ale nie powstrzymało go to
od kochania się z nią. Postanowił przypominać jej jak najczęściej, że jej
miejsce jest przy nim.
- Rozwiązanie już blisko - powiedział.
- Tak, ale dzisiaj jeszcze nie nastąpi. Musisz zaraz przyjechać do
domu.
- Coś nie tak? - zaniepokoił się.
- Już to omawialiśmy. Powiedziałeś, że jeśli z jakiegokolwiek
powodu będziesz mi potrzebny w domu, to wystarczy, że poproszę. No
więc proszę.
117
R S
- Chcę znać powód - nalegał Michael, zastanawiając się, czy czeka
go dziś jazda do szpitala.
- Poznasz, jak tu dotrzesz - oznajmiła i odłożyła słuchawkę.
Michael w zdumieniu przyglądał się słuchawce. Po prostu odłożyła.
Nigdy wcześniej tego nie robiła. Nie wiedział, czy się złościć czy martwić.
Odłożył słuchawkę na widełki, zabrał marynarkę i ruszył do drzwi. Jeśli
jego żona akurat nie rodzi, to jak tylko dotrze do domu, odbędą małą
dyskusję o etykiecie telefonicznej.
Kiedy zajechał przed ich nowy dom, zobaczył, że palą się lampki na
choince. Zwiadomość, że Kate na niego czeka, była bardzo miła, ale
jednocześnie powtarzał sobie, by na nią nie liczyć. W głębi ducha
zastanawiał się, czy go opuści, jeśli straci firmę. Odrzucał tę myśl, ale
zwątpienie było jak bolący ząb.
Wjechał do garażu i wysiadł. Zmarszczył czoło, kiedy przez drzwi
kuchenne zobaczył tylko ciemność. Niepokój rósł. Otworzył drzwi.
- Kate?
- Niespodzianka! - rozległy się głosy. Zapaliło się światło i Michael
w zdumieniu patrzył na zebrane osoby. Zobaczył szefa działu personalnego
z żoną, dwóch pracowników z działu prawnego, Dylana w towarzystwie
jakiejś rudej, Justina i Kate. Dopiero po dłuższej chwili przypomniał sobie,
że to jego urodziny. Po śmierci mamy w zasadzie ich nie obchodził, były
za blisko świąt.
Kate uśmiechnęła się i podeszła do niego.
- Wszystkiego najlepszego, Michael.
- Skąd ty...?
- Zapomniałeś o swoich urodzinach, prawda? - spytała, kręcąc
głową. - Jeszcze gorzej niż wtedy z USG - mruknęła pod nosem.
118
R S
Podszedł Justin.
- Twoja żona wygląda, jakby zaraz miała pęknąć.
- Tak, wygląda ślicznie. - Michael objął Kate ramieniem.
Kątem oka dostrzegł, jak jej wargi drżą.
- Dostarczam mężowi możliwości odliczenia od podatku -
przemówiła językiem zrozumiałym dla Justina. - Nawiasem mówiąc,
omawialiśmy imię dla dziecka i zastanawiamy się nad twoim, jeśli to
będzie chłopiec.
Twarz Justina wyrażała zaskoczenie i oszołomienie.
- Naprawdę?
- Tak, i rozważamy też twoją kandydaturę na ojca chrzestnego.
- Ojca chrzestnego! - Justin szeroko otworzył oczy.
- Właśnie. Michael mówił, że możesz mieć opory, ale ja mam
wrażenie, że w sekrecie kochasz dzieci.
Justin wyglądał, jakby dostał w głowę. Był to tak komiczny widok,
że Michael nie mógł stłumić śmiechu. Kate zerknęła na męża z
porozumiewawczym błyskiem w oku.
- Przepraszam, przyniosę ci coś do picia.
- Ojca chrzestnego - powtórzył Justin, gdy odeszła, po czym
odchrząknął. - Chyba nie byłbym najlepszym kandydatem. Bez obrazy,
Michael, ale nie przepadam za dziećmi. Nawet nie lubiłem być dzieckiem,
kiedy sam nim byłem. Może Dylan...
Dylan podszedł do nich, patrząc na Justina podejrzliwie.
- Może Dylan, co...? - wtrącił. Justin szarpnął kołnierzyk.
- Proponowałem kandydatów na ojca chrzestnego dziecka Kate i
Michaela.
- Mnie?
119
R S
- Hej, ja byłem drużbą. Teraz twoja kolej.
- Moja kolej bycia drużbą przyjdzie wtedy, gdy ty będziesz się żenił.
- Mowy nie ma... - Justin stanowczo pokręcił głową.
- Przepraszam za spóznienie - powiedziała jasnowłosa kobieta, która
właśnie weszła do pokoju i dostrzegła ich stojących razem, z rudowłosą
obok Justina. Jeszcze sekundę patrzyła na Justina, po czym przeniosła
wzrok na Michaela. - Wszystkiego najlepszego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • razem.keep.pl