[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jackson podniósł się z kanapy.
Jeszcze coś: nie dzwoń więcej do mojego gabinetu. Je-
śli już musisz, kontaktuj się ze mną pod moim numerem
domowym.
Z przyjemnością - odparł Heberling.
Z Atlanty do Chicago było kilkanaście połączeń, wobec
czego Marissa czekała na lot zaledwie pół godziny. Kupiła
powieść Dicka Francisa, ale nie potrafiła się skoncentrować
na lekturze. Ostatecznie zdecydowała się zatelefonować do
Tada i przynajmniej spróbować go przeprosić. Nie była pew-
na, w jakim stopniu może podzielić się z nim swoimi domys-
łami. Zdecydowała, że będzie to zależeć od jego nastroju.
Wykręciła numer laboratorium, sądząc, że jeszcze pracuje
o tej porze. Miała rację.
Mówi Marissa - zaczęła., kiedy usłyszała jego
głos. - Gniewasz się na mnie?
Jestem wściekły.
Tad, tak mi przykro...
Zabrałaś jedną z moich kart.
Tad, naprawdę mi przykro. Wyjaśnię ci wszystko, gdy
się spotkamy.
Poszłaś tam w końcu beze mnie, prawda? -jego głos
brzmiał obco, twardo.
No, owszem.
Marisso, czy wiesz, że laboratorium po twej wizycie
to istna jatka? Wszystkie zwierzęta pozdychały, a komuś
trzeba było udzielać pomocy szpitalnej.
202
Dwóch mężczyzn zaatakowało mnie w laboratorium.
Zaatakowało?
Tak, musisz mi uwierzyć.
Nie wiem już, w co wierzyć. Dlaczego wszystko przy-
trafia się właśnie tobie?
Z powodu epidemii Eboli. Tad, czy wiesz, kto był tym
poszkodowanym?
Wydaje mi się, że jeden z techników z innego wydziału.
Może mógłbyś to sprawdzić. Jak również to, kto był
tamtej nocy w laboratorium.
To niemożliwe. Nikt nie będzie chciał ze mną rozma-
wiać. Wszyscy wiedzą, że się przyjaznimy. Gdzie jesteś?
Na lotnisku.
Jeżeli prawdą jest to, co mówisz o wydarzeniach w la-
boratorium, to powinnaś tu wrócić i wszystko wyjaśnić. Nie
możesz teraz uciekać.
Nie uciekam - upierała się Marissa. - Lecę do Chi-
cago, zbadać sprawę organizacji o nazwie Kongres Akcja
Lekarzy. Słyszałeś kiedyś o niej? Mam podstawy sądzić, że
jest zamieszana w sprawę Eboli.
Marisso, uważam, że powinnaś niezwłocznie stawić się
w Centrum. Może o tym nie wiesz, ale jesteś w dużych opałach.
Wiem o tym, ale na razie to, czym się zajmuję, jest "
ważniejsze. Czy mógłbyś zapytać w Biurze Bezpieczeństwa
Biologicznego, kto jeszcze korzystał z laboratorium tamtej
nocy?
Marisso, nie podoba mi się manipulowanie moją osobą.
Tad, ja... - urwała w pół zdania. Tad odłożył słucha-
wkę. Zrobiła to samo. Nie mogła gniewać się na niego z po-
wodu tej reakcji.
Spojrzała na zegarek. Za pięć minut zaczną, wpuszczać
pasażerów na pokład samolotu. Szybko wykręciła numer
Ralpha.
Podniósł słuchawkę po trzecim dzwonku. W przeciwień-
stwie do Tada, był zaniepokojony, a nie zły.
- Mój Boże, Marisso, co się dzieje? Twoje nazwisko po-
jawiło się w popołudniówce, szuka cię cała policja Atlanty!
Masz kłopoty, to pewne.
203
Owszem-odparła, myśląc jednocześnie, jak mądrym
posunięciem było podanie fałszywego nazwiska na bilecie
i zapłacenie gotówką. - Ralph, czy znalazłeś już dla mnie
prawnika?
Przepraszam, nie. Kiedy pytałaś, nie sądziłem, że to
aż tak pilne.
Robi się gorąco - rzekła Marissa - ale nie będzie
mnie teraz przez parę dni w mieście. Więc gdybyś mógł to
załatwić jutro, byłabym ci bardzo zobowiązana.
O co chodzi? - spytał Ralph. - Gazeta nie podała
żadnych szczegółów.
Mówiłam ci już wczoraj, że nie chcę, byś był w to za-
mieszany.
Nie mam nic przeciwko temu - nalegał Ralph. -
Może przyjedziesz do mnie? Porozmawiamy, a rano wyna-
jdę ci dobrego prawnika.
Czy słyszałeś kiedykolwiek o organizacji o nazwie
Kongres Akcja Lekarzy? - spytała, puszczając jego propo-
zycję mimo uszu.
Nie - odparł. - Marisso, proszę przyjedz. Sądzę, że
lepiej będzie rozwiązać ten problem, póki jeszcze jest czas.
Ucieczka to najgorsze, co możesz zrobić.
Przez głośniki zapowiedziano jej lot.
- Jadę do Stowarzyszenia Lekarzy Amerykańskich, że-
by dowiedzieć się czegoś o organizacji, o którą cię pyta-
łam - wyrzuciła z siebie szybko. - Zadzwonię jutro. Mu-
szę kończyć.
Odwiesiła słuchawkę, chwyciła walizkę i wcisnęła pod pa-
chę książkę. W chwilę pózniej siedziała już w samolocie.
13
22 maja
Po przyjezdzie do Chicago Marissa postanowiła zatrzy-
mać się w jakimś miłym hotelu i ku swej radości znalazła
pokój w Palmer House. Nie zwracając uwagi na ryzyko, za-
204
płaciła kartą kredytową i z miejsca udała się na górę, by
odrobić zaległości w śnie.
Rano zamówiła do pokoju kawę i świeże owoce. Czekając
na śniadanie, nastawiła w telewizji poranny program i poszła
do łazienki wziąć prysznic. Suszyła właśnie włosy, kiedy jej
wyczulone ucho wychwyciło nazwę Eboli. Pospieszyła do
pokoju, spodziewając się nowych wieści z Filadelfii. Spiker
mówił jednak o nowej epidemii w Klinice Rosenberga na
górnej Piątej Alei w Nowym Jorku. Niejaki doktor Girish
Mehta stał się jej pierwszą ofiarą. Wieści o jego chorobie
dotarły do prasy i miasto ogarnęła powszechna panika.
Marissa wzdrygnęła się. Jeszcze nie opanowano epidemii
w Filadelfii, a już wybuchła nowa, w innym miejscu. Marissa
zrobiła makijaż, ułożyła włosy i zabrała się do śniadania.
Następnie, dowiedziawszy się, gdzie się mieści siedziba Sto-
warzyszenia, wyruszyła na Rush Street.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]